"Bo meszczyzna wszystko umi spaskudzić, mówi Cuksa. Gada do ciebie z pudełka z płatkami, włazi ci do głowy, nadaje z radia. Wmawia ci że jest wszędzie. A jak już w to uwierzysz to ci się zdaje że jest Bogiem. A to nieprawda".Celie, biedna dziewczyna z Georgii zostaje wydana za mąż za dużo starszego od niej mężczyznę. Ojciec, okrutnik pozbywa się jej z domu. Nowy mąż nie okazuje się wcale lepszy. Celie, początkowo uległa, cicha i pokorna, osiąga po wielu latach materialną, psychiczną i emocjonalna niezależność. To wszystko wygląda trochę jak z ludowej opowieści o dzielnej bohaterce. Przypowieści i świecie, gdzie biedni staja się potężni, a niecni zostają ukarani za swoje grzechy. Nie ma w tej bajce dobrej wróżki, jest za to wiedźma. Nie dosłownie oczywiście. W domu małżeńskim Celie i Pana_ pojawia się śpiewaczka bluesowa - Shug. Celie dba o nią w chorobie. Shug zachowuje się okropnie, patrząc na Celie mówi złośliwie: "z ciebie to naprawdę brzydula". Jednak jak się później okaże, to właśnie Shug pomoże Celie uwierzyć w siebie i wyrwać się z marazmu. Będzie dla niej pięknym księciem z bajki. Stanie się też najlepsza przyjaciółką, zastępując nieobecna, ukochaną siostrę Nettie.Alice Walker powiedziała w jednym z wywiadów, że wierzy w zmiany, te które zachodzą w pojedynczym człowieku i całej społeczności. Dlatego też, ci źli, nieczuli mężczyźni z książki nie tyle zostają zrzuceni do piekła, ale ulegają przemianie. Cała powieść jest napisana w formie listów: listów Celie do Boga, do siostry Nettie i tejże siostry do niej. Wydawcy napisali na okładce, ze właśnie o tym jest ta powieść o odbudowywaniu relacji między siostrami, jak dla mnie jednak, życie obu kobiet, to dwie oddzielne opowieści. Przyznaje też, że mam co do tej książki mieszane uczucia. Trochę mi niezręcznie, bo przecież Kolor purpury, to zdobywca nagrody Pulizera. Może zacznę od tego, że polubiłam tylko jedną postać, może nawet wbrew zamierzeniom autorki. Tą osoba jest Doris, angielska misjonarka, która występuje w książce tylko raz i to krótko. Doris mówi bez ogródek: "Już po roku cały mój układ z poganami działał jak w szwajcarski zegarek. Z miejsca im oświadczyłam, że ich dusze nic mnie nie obchodzą, że chcę pisać książki i żeby nikt mi głowy nie zawracał. Za te przyjemność gotowa byłam zapłacić. i to całkiem hojnie". I rzeczywiście Doris wybudowała szpital, dwie szkoły, basen, kupiła też teren na którym leżała wioska, co mogło ocalić ludność przed wygnaniem. To ostanie dopowiedziałam już sobie sama. Bowiem wcześniej w książce mieliśmy sceny budowania drogi przez busz, karczowania upraw rdzennych mieszkańców i wyrzucania ich z ich własnej ziemi przez nowych właścicieli. Doris pogardzała zachłannymi plantatorami, a jak na misjonarkę miała nietypowe podejście do swojej pracy: "nie widziałam powodu, żeby ich zmienić".Nettie, siostra głównej bohaterki Celie wyjechała na misję z rodziną pastora. Małżeństwem wielce zaangażowanym w swoją misję. Samuel i Corrina nauczali o Bogu, próbowali się wtopić w społeczność Olinków, jednak okazało się to bardzo trudne. Dla rdzennych mieszkańców Liberii byli obcymi, nawet jeżeli mieli taką samą ciemna skórę jak oni. Samuel i jego zona poczuli się bezsilni i sfustrowani, w dodatku nie potrafili zrozumieć, dlaczego potomkowie tych, którzy sprzedali ich przodków do niewoli nie poczuwają się do winy. Gorzej, nic ich to nie obchodzi.A sama Celie i jej rodzina? Zastanawiam się czy takie przedstawienie kilku rodzin, gdzie zony opuszczają mężów, a mężowie krzywdzą kobiety i dzieci nie może prowadzić do utrwalenie pewnych stereotypów. Ot takie wolne myśli...